sorry I'm late. świątecznie po świętach.

06:26

Nie pisałam wieki. Musicie mi to wybaczyć. Nie ma innej opcji. Wiadomo jak to u mnie wygląda z systematycznością. Już sam fakt, że ten blog jeszcze istnieje i czasem coś na niego wrzucam stanowi wyjątek wśród wszelakich moich poczynań. 

Miał być post przedświąteczny, potem świąteczny i noworoczny. Wszystko ładnie, ślicznie i profesjonalnie jak na bloga przystało. A będzie guzik z pętelką i jeden długaśny post, zapewne chaotyczny, zapewne bez sensu. Niczym moje życie. To było głębokie.

Albo go podzielę. Na część świąteczną i część noworoczną. Tak czy siak, enjoy.
Zdjęcie powyżej przedstawia nieboskłon 23 grudnia, kiedy ubierałam u babci choinkę. Swoją drogą ubrałam w te święta trzy choinki a rodzina zachwycona efektem stwierdziła, że za rok mam się ogłosić w internecie i robić to odpłatnie. Świetny pomysł na biznes.

A propos zdjęć, (mówiłam, że będzie chaotycznie) zmienił się motyw bloga na bardziej zimowy. Skoro za oknem jest październik to chociaż niech tutaj będzie porządny śnieg. Zdjęcie z nagłówka robione jest przeze mnie kilka lat temu z okna domu na wsi. Stwierdzam nieskromnie, że jest mega.

Powróćmy jeszcze na chwilę do świąt.
Byłam z siebie niesamowicie dumna bo w tym roku udało mi się kupić prezent dla wszystkich członków rodziny, w dodatku nie na odczepnego ale z namysłem. Prezenty były dowcipne, przydatne, ładne i niedrogie, co daje chyba przepis na prezent idealny.
Do kupowania upominków podeszłam w tym roku taktycznie. Najpierw sporządziłam listę osób, następnie na zasadzie skojarzeń do każdej przypasowałam pomysły. Z gotową listą ruszyłam do galerii handlowej z nadzieją, że znajdę rzeczy odpowiadające moim wyobrażeniom. Prawie się udało.
Najwięcej prezentów dostały oczywiście psy bo oprócz paczki przysmaków, czekały na nie pod choinką zabawki do gryzienia, Edi dostał ceramiczną ozdabianą miskę na wodę a Szyszka obrożę w lisy robioną na zamówienie.
I tutaj wielkie podziękowania dla Jagnię Craft. Obroża przyszła kurierem w dzień Wigilii, żeby zdążyć prosto pod choinkę.

Z braku czasu wszystkie potrawy wigilijne robiliśmy w nocy z 23 na 24. Ze sztandarowych potraw wigilijnych było kilka rodzajów śledzi na słodko (uwielbiam ryby i mięso na słodko), smażony karp i barszcz z uszkami. I tutaj podzielę się z wami ciekawostką, iż albowiem że u nas uszka do barszczu są smażone a nie gotowane. Jest z nimi zawsze mnóstwo zabawy bo nigdy ilość ciasta nie pasuje do ilości farszu. Albo ktoś wyżre farsz podczas robienia i jest za mało albo ciasta nie starcza i trzeba dorabiać. 
(Ogarnijcie uśmiechnięty garnek z oczami)

Ponieważ nigdy przenigdy nie kupuje się u nas żywego karpia (nikt nie byłby w stanie go zabić a nawet jeśli zebrałby się w sobie, to byłoby za późno, bo pół rodziny zdążyłoby go już zawieźć do Łazienek i wypuścić chyłkiem do stawu, życząc wesołych świąt i pomyślności w nowym życiu) został zakupiony karp w kawałkach, podobno cięty laserowo, podobno bez ości. Haha, że tak to ujmę.

Pochłonięta kupowaniem prezentów dla rodzinki, zupełnie nie myślałam o prezentach, które dostanę ja. Na szczęście okazały się trafione i cieszyłam się z nich bardzo bardzo. Uchylę rąbka tajemnicy i zdradzę wam, co dostaje Monia na święta. Nie, to nie są kolorowe kosmetyki, nie to nie są ciuchy. Pojemny dysk zewnętrzny figuruje jako numer jeden. Zaraz za nim plasuje się statyw. Na trzecim miejscu ozdobne wydanie Herbarza szlachty polskiej (z naszym herbem). Ponad wszystko jest oczywiście pluszowy miś, który dzielnie podtrzymuje tradycję. Dwudziesty rok z rzędu dostaje pod choinkę pluszaka. I zamierzam dostawać je do końca życia. Nawet jak będę starą schorowaną samotną babką to zamówię sobie coś z Amazona, żeby mi dronem dostarczyli. Taki mam plan.
Tutaj kończę post świąteczny. Zaraz wyprodukuję noworoczny. Pewnie będzie troszkę krótszy. Trzymajcie się, stay awesome, eat healthy. Szczególne pozdrowienia dla A. - zadeklarowanej, wiernej czytelniczki ^^

Cheers.

You Might Also Like

0 komentarze

Obsługiwane przez usługę Blogger.