analfabeci w pościeli

11:37

Wiecie, kiedy mnie szlag trafia? Oh, bardzo często mnie trafia. Na przykład, gdy ktoś "ubiera buty", albo, gdy drze się "Lassie! Lassie!", widząc mojego owczarka szetlandzkiego, albo, kiedy nokautuje mnie siatami w autobusie. Dzisiaj chcę napisać tylko o jednym czynniku wyzwalającym we mnie negatywne uczucia. A jest to stawianie na piedestale jakichkolwiek treści w formie pisanej.

Jest sobie taki fanpage, w którego nazwie zawarta jest deklaracja, iż z tymi, co nie czytają, nigdzie się nie chodzi, no, przynajmniej do sypialni. Deklaracja bardzo chwalebna, ale mało precyzyjna. Można się domyślać, iż popierający ją, to bibliofile, którzy cenią sobie znajomość różnorakich tytułów u osoby, z którą chcą potencjalnie robić coś innego, niż czytanie. Deklaracja bardzo chwalebna również dlatego, że promuje wybitnie modną ostatnimi czasy aktywność, jaką jest oddawanie się lekturze. I tutaj poniekąd racja, czytanie rozwija wyobraźnię, wzbogaca słownictwo i wiedzę o świecie, uczy dokładniejszej obserwacji zachowań ludzkich i w ogóle czyni samo dobro pod warunkiem… No właśnie, pod warunkiem. Pod warunkiem, że ta nasza nieszczęsna lektura ma jakąś wartość.


Przyjęło się, że słowo pisane z automatu ma większą ważność niż serial telewizyjny, czy album ze zdjęciami. Dlaczego? W sumie nie wiem, to temat do głębszego zastanowienia się. Może dlatego, że kiedyś, poczynając od czasów naprawdę dawnych, wydawało się jedynie książki, które coś znaczyły. To, co mnisi przepisywali ręcznie, potem to, co możni wozili ze sobą w podręcznych biblioteczkach do letnich pałaców, miało wartość. W tej chwili wydać można wszystko i nawet największy chłam może pełnoprawnie stać w księgarni obok wielkich dzieł i zachęcająco pachnieć świeżym drukiem. A kult słowa pisanego pozostał. I szlag mnie trafia, kiedy spotykam osoby, które CZYTAJĄ. Są lepsze od ciebie, ciebie i ciebie BO CZYTAJĄ. A czytają rzeczy, które mają mniejszą wartość niż etykietka na jogurcie, bo przyrównać je można do programów na MTV.

Nie będę teraz rozwodzić się nad definicją wartości, ani nad tym, gdzie świat zmierza, oraz, że rychły jego upadek. Nie będę również proponować programu naprawczego. Chciałam serdecznie poinformować osoby karmiące się chłamem, iż przedstawiają sobą taki sam chłam. Osoby, które z pamięci recytują, kto z kim sypiał w ekipie skądś tam, a nie potrafią powiedzieć, kiedy były rozbiory Polski. Chłam występuje w każdej formie. Również w postaci książek. Myślę, że każdy doskonale może sobie wyobrazić głos, na przykład mamy, który mówił nam jeszcze kilka lat temu "lepiej byś książkę przeczytał", kiedy robiliśmy coś na komputerze, czy oglądaliśmy TV. Słowo książka podświadomie kojarzy się z czymś wartościowym, ale ponieważ świat się zmienia, zmienia się i to.

Co ważne: nie chcę tym tekstem zniechęcać do czytania książek, wręcz przeciwnie. Chcę jedynie zwrócić uwagę, żeby zwracać uwagę (bosze, jak pięknie po polskiemu), CO się czyta. I też nie chcę się absolutnie w żaden sposób wywyższać, że jestem kimś super oczytanym, bo prawda jest taka, że teraz czytam mało, (kiedyś czytałam prawie non stop, muszę wrócić do tego) na półce stoją nietknięte różne ważne pozycje, jedynie tak sobie, po prostu, piszę, dlaczego trafia mnie szlag.

(A żebyście cokolwiek wynieśli z tego tekstu to "szlag" wywodzi się z niemieckiego i oznacza "cios". Pozdrawiam serdecznie i życzę szczęścia w miłości.)

You Might Also Like

0 komentarze

Obsługiwane przez usługę Blogger.