niektórzy ludzie są jednak mocno popieprzeni

13:22

Tak sobie kroczę przez życie z dnia na dzień już ponad dwie dekady i odkąd jestem świadomym obserwatorem, ludzie nie przestają mnie zadziwiać.




Moja babcia śpiewa w chórze. Dzisiaj był koncert dla rodziny i znajomych. Przybyłam. Zostało jedno wolne miejsce koło miłego starszego pana, który zresztą mi je wskazał ale i koło wypacykowanej starej baby z gatunku tych, co świergocą "pięknie, pięknie!", zrywają się z miejsca i klaszczą w łapki oraz targają dzieci za policzki. I może gdybym nie miała pola widzenia ponad 180', to bym w spokoju przesiedziała tę godzinę, słuchając. Ale już po pierwszym utworze odnotowałam, że w momencie zaczęcia się oklasków, baba koło mnie gapi się najpierw na moje dłonie a potem na twarz. Myślę quesque fuck, może mi się wydaje. Po kolejnym utworze skupiam uwagę na swojej prawej stronie. Babsko znowu sprawdza. Nożesz… Za trzecim razem znienacka ją przydybałam. Aż ją cofnęło. Spłoszyła się na czas jednego utworu, ale później zaczęła znowu. I tak do końca przez godzinę. Podczas końcowych, najbardziej rzęsistych oklasków, baba nie odwracała ode mnie wzorku, praktycznie bijąc brawo mi. Dlaczego.



Wczoraj wieczorem padał śniegodeszcz. Bardzo mięsisty, który tworzył na ulicach coś w stylu pół-zamarzniętego żelu. Dodatkowo waliło po szybach, nic nie było widać i chyba każdy, kto był w tym czasie za kółkiem miał świadomość warunków jakie wokół niego panują. Okazuje się, że nie każdy. Jadę sobie, przede mną jeden samochód, na prawym pasie kilka, na lewym monstrum sypiące solą. Mijam monstrum, zbliżamy się do świateł. Zielonych. W momencie, gdy samochód przede mną przejechał przez tę linię, do której trzeba się zatrzymać, zaświeciło się żółte światło. Co zrobił wspaniały kierowca przede mną? Dał po hamulcach.



Wracam ze spaceru z psem. Spotykamy kobitę ze szczeniakiem shi-tzu wielkości morskiej świnki. Mój pies przychyla się do maleństwa i wącha je po główce. Kobita zaczyna szarpać i odciągać szczeniaka, krzycząc "ona jest dziewicą!". What. The. Actual. Fuck.



Przechodzę przez przejście dla pieszych przez ulicę a następnie tory tramwajowe. Ulicę przecina obok pasów jegomość, omija barierki, staje na niewielkim nasypie wzdłuż torów, chwyta się pod boki. Z dumą patrzy na świat. Schodzi z nasypu, zeskakuje z krawężnika i wykłada się jak długi na tory tramwajowe. Naprawdę cieszę się, że nic wtedy nie jechało.



To samo przejście dla pieszych. Bez świateł. Czekam na chodniku aż znajdzie się luka wśród samochodów jadących w jedną i w drugą stronę. W przeciwieństwie do  niektórych nie stosuję wpraszania się na ulicę z nadzieją, że może ktoś się zatrzyma. Z prawej strony pusto. Z lewej jedzie samochód. Zwalnia. Ciągle stoję na chodniku. Zwalnia bardziej. Zatrzymuje się przed pasami. Robię krok na ulicę. Samochód rusza z piskiem opon, omija mnie ostrym zrywem, trąbiąc. Kierowca z pasażerem wygrażają mi przez okno z wykrzywionymi mordami. Świat taki piękny.

Chyba zrobię taką serię tu na blogu historyjek z życia wziętych. Bo tak wiele się dzieje… Aż szkoda zapomnieć o niektórych.

You Might Also Like

0 komentarze

Obsługiwane przez usługę Blogger.