... a przynajmniej wenę twórczą.
W mojej głowie nieustannie odbywa się proces koncepcyjno-kreacyjny. Momentami jest to uciążliwe, momentami wręcz zbawienne, tak czy siak, nie potrafię tego zatrzymać. Idę ulicą ze słuchawkami na uszach i przed oczami przesuwają mi się sceny idealnie zgranych z muzyką klipów. Miejsca, scenerie, kolory migają, potem zatrzymują się na dłużej, żebym mogła je przeanalizować. Wtedy zazwyczaj wzrok przełącza się na tryb podświadomy, co skutkuje brakiem zauważania czegokolwiek po drodze.
Idę na spacer z psem. Patrzę kadrami. Wyłapuję miejsca na fajne ujęcia. Żałuję, że oczy nie mogą robić zdjęć. W metrze układam w głowie kolejny rozdział opowiadania, o czwartej nad ranem rozpisuję jakąś scenę. Siedzę nad brzegiem jeziora, w kompletnej ciszy, w lipcowe popołudnie i zastanawiam się jak utrwalić to uczucie, jak utrwalić to, że siedzę pośrodku najwspanialszego dzieła sztuki.