R.I.P czarne trampki

13:54

Adoptowane z hodowli przy Alejach zaczęły swoją przygodę od balu gimnazjalnego, gdzie zatańczyły poloneza. I od tamtej pory nie rozstały się ze mną aż do teraz, do 4 maja, kiedy to odeszły do Domu Spokojnej Starości Dla Weteranów mieszczącym się w pudle pod łóżkiem.

Te trampki były ze mną najdłużej. Towarzyszyły mi w smutku i radości, w deszczu i w słońcu. Przemierzały kilometry rozległych podlaskich i mazowieckich łąk i lasów, jeździły pociągami, rowerami, pływały po zatoce puckiej i po jeziorach.
Skakały na Ursynaliach w upale, wchłaniając w siebie dzikie ilości kurzu i pyłu oraz w deszczu przesiąkając wodą. Uczęszczały na Openera, były w najstraszliwszych Toi Toiach jakie świat widział, przeżyły pierwszą w życiu falę, skakały na Impakcie i wlekły się wolno nad ranem do domu. Zdeptały podłogę w Stodole niezliczoną ilość razy, wpadały w kałuże, zakopywały się w helskim piachu. Jeździły konno, wchodziły w gówno, zrobiły prawo jazdy i prowadziły auto. Jako pierwsze stanęły na longboardzie i zaprzyjaźniły się z nim na dłużej. Odwiedzały różne domy, poznawały inne trampki, od czasu do czasu, wpadały na wernisaże, żeby zadać szyku na salonach. Wraz ze spódnicami były na ślubie, komuniach i chrzcinach. W każde wakacje włóczyły się po piętnastowiecznym zamku, łaziły po ruinach, znosiły opisywanie im podeszw nazwami zespołów.
Dzieliły nogi z młodszym rodzeństwem z tej samej hodowli i z innych lecz dzielnie broniły swojej pozycji i pozostały numerem jeden.

Wypłowiałe, porwane, z dziurami i postrzępionymi sznurówkami, ustępują dzisiaj miejsca młodszemu pokoleniu i jednocześnie konkurencji, przekazując im swoją misję towarzyszenia mi zawsze i wszędzie oraz znoszenia wszelkich niedogodności bez narażania na szwank moich stóp. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Na ostatnim zdjęciu w nekrologu prezentują się ze swojej najlepszej strony.

R.I.P czarne trampki 2009-2013.

You Might Also Like

0 komentarze

Obsługiwane przez usługę Blogger.